Pewien starszy wiekiem podróżny, odwiedzając na przełomie XIX i XX w. zakopiańską nekropolię odniósł całkiem sympatyczne wrażenie: „Cmentarzyk bardzo zachęcający, bo bardzo mały; widocznie w Zakopanem niewielu musi być lekarzy, stąd i większa śmiertelność nie weszła jeszcze w modę”.
Mylił się ów wędrowiec, bo była wówczas w Zakopanem armijka medyków, a pośród nich i główny nasz bohater. Zanim jednak do jego czcigodnej osoby przejdziemy, spotkajmy się z inną, lecz nie mniej zacną. Jest czerwiec roku 1903 i Stanisław Witkiewicz – z profesji znany artysta, malarz, pisarz i redaktor – przygotowuje się w swym zakopiańskim mieszkaniu do wyjazdu do Lwowa. Dla pięćdziesięcioletniego, schorowanego człowieka taka wyprawa to nie fraszka, zwłaszcza gdy ma się ledwie zaleczoną gruźlicę. Zrezygnować z podróży nie może, bo we Lwowie odbędzie się proces wytoczony artyście przez rządzącą Zakopanem klikę, a dokładniej przez młodego lekarza Jana Gaika. Gaik to jedynie figurant, któremu tegoż szwagier, władający Zakopanem dr Andrzej Chramiec wyznaczył rolę pogromcy Witkiewicza. Ten ostatni jest człowiekiem z gruntu w większości spraw życiowych niepraktycznym, więc i w tej sprawie sam jest sobie winien. Winien tego, że pomimo swej wielkiej łagodności stracił w końcu cierpliwość i po kilkunastu latach przyglądania się zakopiańskim matactwom opisał tutejsze stosunki w książeczce pod wiele mówiącym tytułem Bagno. Czarę goryczy artysty przelała bezwzględność, z jaką grupa Chramca zwalczała lekarza stacji klimatycznej w Zakopanem dr. Tomasza Wiktora Janiszewskiego.