Ledwie zaczynało się wyczekiwane przez wszystkich lato, a już z całego kraju napływała lawina doniesień o pożarach, które wybuchały czy to z powodu nieostrożności, czy to od pioruna. Bo też polskie drewniane wioski i miasteczka były wyjątkowo łatwopalne. Wystarczyła iskra, by wyschnięte strzechy domów, obór i stodół zajęły się ogniem, a wieloletni dorobek gospodarzy obrócił się w perzynę.
Ludzie lamentowali nad swym nieszczęściem, lecz łzy ognia nie gasiły. Do rewolucyjnej zmiany w sposobach walki z pożarami doszło w Królestwie Polskim w ostatnich dekadach XIX w. Wprawdzie już od dawna powiadano, że przeciwko tak podstępnemu wrogowi trzeba stanąć kupą do walki, by później uzbrojonym w odpowiednie narzędzia iść w dym i ogień na ratunek sąsiadowi, ale dopiero teraz przekonania te poczęły stawać się ciałem, czyli strażami ogniowymi.
O początkach brokowskiej straży ogniowej na łamach prasy całe opracowanie