Wiosną 1646 r. wjeżdżała w granice Polski, świeża naszej ojczyzny królowa Ludwika Maria Gonzaga. Liczyła sobie lat 35, a pochodziła z rodu, który słynął w równej mierze z bystrości umysłu, co z gorącej krwi i gwałtownego charakteru. Fakt, że piękna, zamożna i pochodząca z wpływowego rodu kobieta dotrwała do tak poważnego wieku w panieństwie, rozpuszczał ludziom złe języki. Przyznać swoją drogą trzeba, że Ludwika Maria czyniła wiele, aby dać plotkarzom pożywkę. W całej Francji mówiono o licznych jej miłostkach. Był pośród wybranków jej serca m.in. brat królewski Gaston, wielki wódz Kondeusz, jakiś Włoch niskiego urodzenia, a wreszcie ulubieniec króla Cinq-Mars. Ten ostatni, wpierw tylko w przenośni stracił głowę dla starszej o lat dziesięć damy, a później oskarżony o zdradę stanu, stracił tę głowę dosłownie. Gdy w lipcu 1645 r. księżniczka otrzymała ofertę stania się królową wschodnioeuropejskiego imperium, to mogła mówić o szczęściu. Zgodę na małżeństwo z obcym władcą musiał jeszcze wyrazić król francuski, ale ten zrobił to z entuzjazmem, widząc w ekspedycji księżnej do dalekiego kraju, wygodny sposób na pozbycie się nadmiernie ambitnej, energicznej i nieprzewidywalnej osóbki ze swego grona.
JAK WIZYTKI POSESORKAMI PŁATKOWNICY I MORZYCZYNA ZOSTAŁY cała opowieść