Była mroźna niedziela 25 stycznia 1874 r. Wkrótce po zakończeniu sumy parafialnej, spora grupka rozradowanych mieszkańców Broku zmierzała ku miejscowej plebanii. Wśród nich znajdowali się m.in.: Stanisław Wojciechowski, lat 41; Jakub Szydło, lat 45; Joanna Szwarc z domu Łoniewska, a z urodzenia białostoczanka, lat 38; Andrzej Urban, lat 35. Ostatni z wymienionych niósł na rękach starannie okutane zawiniątko. W środku znajdował się bohater naszej opowieści. Nie wiadomo czy na plebanię zmierzała także jego matka Franciszka z Baranowskich, lat 26. Być może nie doszła jeszcze do siebie po porodzie, a jej obecność nie była przy spisaniu aktu urodzenia niezbędna. Maluch musiał być w niezłej formie i dobrze rokować na przyszłość skoro z wizytą u proboszcza zwlekano, aż dwie doby. W kilka lat po upadku Powstania Styczniowego zarządzono, że księgi metrykalne mają być prowadzone w języku rosyjskim. W księdze urodzeń, w akcie pod numerem dwunastym, odnajdujemy więc zapis, że syn rolników Andrzeja i Franciszki Urbanów otrzymał imię Iwan. Szczęśliwie w nawiasie dopisano po polsku Jan i w naszej opowieści już nigdy o Iwanie nie wspomnimy. Matką chrzestną Jana została wzmiankowana powyżej Joanna Szwarc.