Zwykle, gdy jest się malcem, to czas spędza się beztrosko przy rodzicach lub na zabawach z rodzeństwem i rówieśnikami. Tak jednak nie było w przypadku żydowskich maluchów, które już cztery, a czasami nawet trzy lata po narodzinach rozpoczynały swą edukację. Ortodoksyjni rodzice nie dowierzali bowiem, że podwórko może czegokolwiek dobrego ich potomka nauczyć, więc powierzali jego wychowanie mełamedowi w chederze. Mełamedowi czasami pomagał edukator zwany behelferem, od którego to słowa pochodzi ponoć polski wyraz „belfer”. Żydowski chłopiec edukował się w tej uczelni do pierwszego dnia po swych trzynastych urodzinach, bo to wtedy odbywał się obrzęd zwany bar micwą. Od tego momentu młodzieniec był odpowiedzialny za swe czyny przed Bogiem i brał pełny udział w uroczystościach religijnych w synagodze.
Nie wiem, czy urodzony 7 czerwca 1893 r. w sztetlu Brok bohater tej opowieści Nahum Stutchkoff (wówczas jeszcze Nuchim Sztuczka, lub Nokhem Stutshko w jidysz) trafił do miejscowego chederu, gdy miał lat trzy czy cztery?
O BROKOWIAKU, KTÓRY SWOJE SZTUKI W TEATRACH NA MANHATTANIE WYSTAWIAŁ cała opowieść