W niedzielne popołudnie 19 marca 1939 r. nad dęblińskim lotniskiem rozległ się warkot silników większej grupy samolotów. Nikt nie oczekiwał przylotu samolotów w tak dużej liczbie, w tym dniu i o tej porze, toteż nieliczna tego dnia obsługa lotniska, dowództwo, instruktorzy oraz słuchacze Szkoły Podchorążych Lotnictwa zadzierali głowy, by zobaczyć, cóż to za goście. Nie były to maszyny polskie, a zanim widzowie odczytali znaki rozpoznawcze, przebiegła im przez głowy myśl… to już, zaczęło się, Hitler najechał na Polskę.
– To czeskie – wykrzyknęło kilku naraz, obdarzonych sokolim wzrokiem podchorążych.
Czechów, którzy ani myśleli poddawać się Niemcom, przywitano entuzjastycznie. Przylecieli do Polski, gdyż byli pewni, że to właśnie tutaj przyjdzie im już wkrótce stawić czoła najeźdźcy. Nie byliby jednak Czechami, gdyby spraw nie oceniali racjonalnie. Jeden z nich, Josef František przywiózł z sobą parę solidnych turystycznych butów, bo jak wyjaśnił, zapewne nie będzie to ostatnia przegrana pozycja, z której przyjdzie się wycofać, nim nastąpi zwycięstwo.