Psują się kościelne organy w Zuzeli, ale nie ma ich komu naprawić, bo pieniędzy szkoda, a mało wyrobiona muzykalnie publiczność i tak przecież nie rozpozna różnicy w jakości wydawanych dźwięków.
Dziennikarze naszej regionalnej gazety upraszają, aby zawartości wstydliwych naczyń, nie wylewać przez okna na chodniki, bo sprawia to przechodniom dotkliwą przykrość. Jeżeli już ktoś inaczej nie potrafi, bo tak go rodziciele nauczyli, to niech to robi ostrożnie. Spójrzmy w prawo, w lewo, jeszcze raz w prawo, a przede wszystkim w dół i dopiero wtedy wylewajmy. Nic dziwnego, że jeżeli ktoś przechadzał się ulicami naszych miast po zmroku, to szedł środkiem ulicy, a jeśli było to niemożliwe, np. z racji tragicznego stanu bruku, to idąc trotuarem, wydawał z siebie ostrzegawcze okrzyki: „Idzie się, idzie się, idzie się…”.
Wszystkie nieczystości spływały wzdłuż ulic, pokaźnej szerokości rynsztokami, w których pokonaniu pomocą służyły mostki, ale z racji ich marnej jakości i braku dbałości przechodniów o kondycję fizyczną, wielu chcąc pokonać cuchnący ruczaj susami, lądowało w błotnistej mazi, doznając odzieżowego, cielesnego i moralnego uszczerbku.
Kościół ostrowski daleki jest od ukończenia, popsute organy w Zuzeli całe opracowanie